*Półtora roku później*
Stanęłam na chodniku,
zamknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze. Świeże, czyste, wspaniałe
powietrze. „Wolne powietrze”, pomyślałam. Czułam się jak ptak, wypuszczony z
klatki. Klatki, którą było londyńskie więzienie. Spędzenie tam półtora roku
było najgorszym przeżyciem, jakie mnie dotąd spotkało. Co prawda, warunki były
w miarę przyzwoite, jednak czułam się pusta w środku. Nic, co robiłam nie miało
większego sensu. Od czasu do czasu pisałam piosenki, bądź wiersze, lecz na co
mi one, skoro osoba, do których były skierowane, nie mogła ich usłyszeć?
Tak, Zayn. Były
skierowane właśnie do niego. Umierałam z tęsknoty za nim. Z każdym dniem
kochałam go coraz mocniej i nie mogłam nic na to poradzić. Jednak nauczyłam się
z tym żyć, bo co innego mi pozostało?
Stałam, nadal mając
zamknięte oczy. Nie zwracałam uwagi na samochody jadące po ulicy, czy na
mijających mnie przechodniów. Nie liczyło się nic. Nic, poza uczuciem wolności.
- Ariel. – usłyszałam
czyjś głos.
Rozpoznałam go
doskonale, pomimo tak długiej rozłąki. Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą
Zayn’a. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie, które po chwili przerodziło
się w radość.
- C-co ty tu robisz? –
wydukałam, nie mogąc uwierzyć, że chłopak naprawdę tu jest. „To na pewno nie
jakiś sen?”, pytałam się w myślach.
Mulat z początku nie
odpowiadał, tylko patrzył na mnie z uśmiechem. Jednak po chwili powiedział
czule:
- Przyszedłem po
ciebie.
Dłużej już nie wytrzymałam.
Rzuciłam się mu na szyję i przywarłam do jego ciała, zalewając się łzami. Nie były
to jednak łzy smutku, a ogromnego szczęścia. Ściskałam go, bojąc się, że jeśli
choć trochę rozluźnię uścisk, to chłopak odejdzie.
- A-ale jak to? –
wybełkotałam przez łzy, nadal wtulona w chłopaka.
Odsunął mnie nieco od
siebie, przez co byłam zmuszona go puścić.
- Chyba nie myślałaś,
że cię zostawię, co? – zaśmiał się lekko.
Tak bardzo tęskniłam
za tym melodyjnym dźwiękiem… Podobnie jak za wszystkim, co składało się na
Zayn’a: każdą, nawet najdrobniejszą częścią jego ciała, jego cudownym głosem,
wspaniałą osobowością… Za wszystkim.
- Hej, mała. – ręką
uniósł mój podbródek. – Uśmiechnij się.
Wystarczyło jedno
spojrzenie w jego oczy, bym na nowo poczuła tę magię, którą czułam półtora roku
temu. Magię, którą nieświadomie wytwarzał - samym sobą i tym, jak idealny był.
Uśmiechnęłam się
poprzez łzy, na co Zayn ucieszył się jeszcze bardziej. Przymknął powieki i
nachylił się nade mną. Złożył na moich ustach delikatny i czuły pocałunek,
chyba najczulszy ze wszystkich naszych pocałunków. Nie potrafiłabym wyrazić,
jak szczęśliwa byłam w tym momencie.
Po chwili Zayn
ponownie odsunął się lekko. Nie odrywał wzroku, cały czas się we mnie
wpatrując.
- Chyba najwyższy
czas, żebym powiedział to, co już dawno powinienem był ci powiedzieć. –
oznajmił.
„Czy on ma zamiar…?”,
myślałam.
- Tylko tym razem mnie
nie uciszaj. – zaśmiał się lekko.
Teraz miałam już
stuprocentową pewność, co miał zamiar powiedzieć. Jednak tym razem nie chciałam
go uciszać. Pragnęłam usłyszeć, co ma do powiedzenia.
- Kocham cię, Ariel. –
wyznał, wpatrując mi się głęboko w oczy.
- Ja ciebie też, Zayn.
– uśmiechnęłam się.
Ponownie złączyliśmy
się w pocałunku, tym razem nieco dłuższym. Ale przecież nie mogliśmy tak
wiecznie stać, przed budynkiem więzienia…
- Co teraz? –
spytałam.
- Teraz wracamy do
domu. – uśmiechnął się.
- A co powiedzą na to
chłopcy?
- Zaakceptowali mój
wybór. Zrozumieli, że kocham cię zbyt mocno, by odpuścić.
Bardzo doceniałam jego
słowa, jednak nadal miałam pewne wątpliwości… Zayn zapewne to zauważył, gdyż ścisnął
moją dłoń i powiedział:
- Poradzimy sobie.
- Naprawdę w to
wierzysz? – chciałam mieć stuprocentową pewność.
- Tak. – skinął. –
Wierzę w to.
Nic więcej nie było mi
potrzebne. Ufałam Zayn’owi i jego zapewnienie było wszystkim, czego
potrzebowałam, aby również uwierzyć.
Spletliśmy palce,
trzymając się za ręce. Przypomniałam sobie dzień, w którym ojciec zlecił mi
porwanie Zayn’a, nasze pierwsze spotkanie, nasz pierwszy pocałunek.
Przypominałam sobie po kolei każdy dzień, zakańczając na nocy, którą
spędziliśmy w mojej szopie. To była nasza przeszłość, a teraz mieliśmy stawić
czoła przyszłości.
Jak nasza historia
potoczy się dalej? Tego nie wie żadne z nas. Ale wiemy, że razem będziemy
budować nowe jutro.
____________________________________________________________
Tam ta dam, a oto i koniec. Mam nadzieję, że się Wam podoba :)) A tak a propos to @VasYeah zgadła treść epilogu pod rozdziałem 27. ! :D
Chciałabym baaaaaaaaardzo serdecznie podziękować Wam wszystkim, za to, że wytrwałyście do samego końca ! ♥ Nie macie pojęcia, jak wdzięczna jestem Wam za to cc: Dziękuję za wszystkie komentarze, te krótsze i te dłuższe, za każdy z osobna ♥ Naprawdę, doceniam to i nie macie pojęcia, jak się cieszyłam, czytając każdy z nich :33
Z początku tylko lubiłam tę historię, lecz ostatnio ją pokochałam. Może nie tak mocno, jak moje pierwsze opowiadanie, ale jednak :) A to również Wasza zasługa, za co jeszcze raz baaaaardzo Wam dziękuję ♥
A no i mam do Was takie pytanie: są tu jakieś Directioners z okolic Katowic ? :) (Oprócz mojego własnego, prywatnego Harrego ♥). Mogłybyśmy zrobić nie zlot, ale takie spotkanie, jeśli znalazłoby się Was kilka :) No ale nie wiem, czy są tu takie dziewczyny, dlatego pytam ;) Chciałabym spotkać choć część z Was ♥
Na koniec zapraszam Was na moje nowe opowiadanie o Harry'm
"The falling leaf" :) (proszę, czytajcie notki pod rozdziałami, gdyż zazwyczaj są dość istotne xx)
Całusy,
Olga
P.S. KOOOOOOOOOOCHAM WAS ♥
EDIT: A no i zgadnijcie z kim siedziałam, kiedy dodawałam ten epilog ? :D Z MARTĄ ! ♥ Tak, tą która dodawała dla Was rozdziały, kiedy byłam na obozie c: